Wystawa stanowi otwarcie pojęcia queeru, który z natury swojej nie ma jednej definicji i jest w bezustannej przemianie. Jego rozumienie w mojej definicji to wprawianie rzeczy w ciągły ruch. Jeśli coś nie może się już zmienić to oznacza, że nie jest queerowe. Na wystawie w pokoju hotelowym można zobaczyć różne prace od rysunków do tzw. non-art objects, które zawierają w sobie rozmaite strategie oporu, jakie udało mi się rozpoznać na przestrzeni lat. Niektóre są mi bliskie, niektóre dalekie,a każda z nich istnieje również poza queerowym światem i wcale nie musi być tak szufladkowana. Wszystkie z nich odwołują się do zatarcia granic pomiędzy codziennością i sztuką oraz pokazują jak można wykorzystać strategie ze świata performansu do poruszania w poprzek rzeczywistości społecznej, wchodzenia i wychodzenia w różne bańki oraz tworzenia połączeń między bardzo odległymi punktami (jak na przykład moje nastoletnie marzenia, żeby zostać modelką z Nowego Jorku).
Punktem wyjścia na wystawie jest wykonany przeze mnie egzemplarz Vogue, który jest indywidualną interpretacją tytułu rozpoznawalnego na całym świecie i który przez lata współtworzył kanon kobiecego piękna. Inne obiekty, takie jak figurka koziorożca stojąca na talerzyku z krajobrazem pokazują niemożliwą próbę połączenia dwóch wymiarów, natomiast lakier do paznokci pod odwróconym kieliszkiem do szampana igra z obawą przed instytucjonalizacją queeru, który teoretycznie powinien wymykać się cały czas wszelkim ramom. Jednocześnie sama idea wystawy wyraża ducha queerowości, który zawsze jest oparty na sprzecznościach, a w tym przypadku polega na ekscytacji światem mody i jednoczesnym kwestionowaniem jej istoty, jest przeciwko rynkowi sztuki i jednocześnie uwodzi możliwością sprzedaży itd.
Struktura wystawy oparta jest na dwóch biegunach - moim i Carrie Bradshaw, co pozwala na bezustanne oscylowanie w obrębie spektrum, które powstaje pomiędzy nami i tym samym pokazuje na czym polega myślenie niebinarne. Gdybym była tylko sobą, lub tylko Carrie, to oznaczałoby, że poruszam się wokół jednej osi, a to uniemożliwia utrzymanie płynności. Po samą Carrie sięgam jako wyblakły symbol popkultury, który do niedawna był nowoczesny, a teraz uległ dezaktualizacji. Oglądając dzisiaj serial ‘Sex w wielkim mieście’ (którego angielski tytuł można tłumaczyć także jako ‘Płeć i miasto’) wyczuwamy sztuczność przedstawionej w nim rzeczywistości, ponieważ realia społeczno-ekonomiczne uległy od tego czasu licznym przeobrażeniem. Współcześnie problemy Carrie Bradshaw wydają nam się często błahe i niepoważne. Brak w nich licznych kryzysów, z którymi konfrontuje się współczesny świat. Jednocześnie jej postać zapisała się jako symbol emancypacji kobiet, które opisują świat z nieobecnej wcześniej perspektywy, podobnie jak to robię teraz w ramach cyklu felietonów dla Vogue Polska ‘Filipka w wielkim mieście’. Podobnie jak Orlando u Virginii Woolf żyjemy zatem z Carrie w odmiennym czasie i miejscu, ale kierujemy się tę samą ideą - wprowadzaniem nowego spojrzenia, które podtrzymuje płynność rzeczywistości.
Utrzymany w estetyce renesansowego malarstwa obraz Agaty Słowak za pomocą alegorii dopełnia refleksję na temat samej płynności. Pokazuje współżycie, wzajemną miłość oraz integralność dwóch odsłon tej samej osoby, gdzie każda z nich w odmienny sposób wyraża swoje pożądanie. W jego odczytaniu dostrzegam przebłyski czegoś, co nurtuje mnie bezustannie, a czego nie udało mi się jeszcze zrozumieć - jak poprzez własne rozmycie można złapać ostrość widzenia rzeczywistości, która jest wspólna.
Filipka
Filipka Rutkowska, Odmienne osoby w tej samej postaci, 2023, Hotel Warszawa Art Fair, photo Ewa Szatybełko